wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 1

- Ścisz tą muzykę! - powiedział do Iwony Adam, wykonując ruchy podobne do kręcenia gałką regulującą głośność. Dziewczyna spojrzała na mężczyznę i, mimo że nie słyszała co do niej mówił, z gestów wywnioskowała o co mu chodziło. Pilotem zmniejszyła poziom głośności dźwięków wypływających z wieży, by zaraz potem powrócić do rysowania.
- Który to już raz proszę cię, żebyś przestała słuchać tak głośno muzyki, to źle wpływa na psychikę młodych ludzi, dlatego jesteś taka agresywna i wyobcowana. Nie życzę sobie...
Iwona uciszyła Adama ręką.
- Czy znów masz zamiar wygłaszać swój monolog, z którego ja i tak nic nie zapamiętam, bo wyłączę się po kilku zdaniach? Jeśli tak, to ta konwersacja prowadzi donikąd. Mógłbyś już opuścić to pomieszczenie? Naruszasz moją przestrzeń osobistą – powiedziała i znów spojrzała w kartkę.
Iwona aż podskoczyła na krześle, kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi.
Jednak muszę pomyśleć o własnym mieszkaniu, pomyślała dziewczyna.
Konkubent jej matki drażnił ją swoimi psychologicznymi gadkami, z których nic sobie nie robiła. Szczerze mówiąc, miała w nosie tego faceta i wszystko co z nim związane. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej mama w ogóle zwróciła na niego uwagę. Adam nie był może brzydki, ale według dziewczyny strasznie pyszny i przemądrzały, po prostu nie pasował do jej matki, która była inteligenta, przemiła i naprawdę piękna. Kruczoczarne włosy, które opadały kaskadami na jej ramiona, eksponując estetycznie wystające obojczyki doskonale komponowały się z niebieskimi oczami i zgrabnym nosem, do tego duże, naturalne, czerwone usta tylko czyniły tą twarz jeszcze doskonalszą. Kobieta mogła się również szczycić szczupłą sylwetką. Ludzie, którzy dopiero co ją poznawali nie dowierzali, że niemal dobiła piędziesiątki.
Dziewczyna cieszyła się, że nigdy nie odczuwała wstydu, kiedy miała wyjść gdzieś ze swoją rodzicielką. Wręcz przeciwnie, uwielbiała się z nią pokazywać. Można by powiedzieć, że była dumna, kiedy chodząc ulicami miasta widziała jak mężczyźni spoglądają na nią z wywieszonymi językami. Zawsze miały z tego niezły ubaw. Iwona miała nadzieję, że jej mama wreszcie sobie kogoś znajdzie, a ona sama polubi jej wybranka. Czekała chwili, gdy usłyszy „Wychodzę na randkę, nie czekaj na mnie.”. Kiedy nadszedł ten dzień była wniebowzięta. Radość jednak nie trwała długo. Mama przedstawiła jej Adama po dwóch miesiąc od ich pierwszego spotkania. Dziewczyna, łudząc się, że ta znajomość szybko się zakończy, nie mówiła mamie, co sądzi o jej nowym mężczyźnie. Nie minęło pół roku, a on się oświadczył, potem, zgodnie z kolejnością, był ślub, a co za tym idzie, wprowadził się do ich domu, wtedy było już za późno. Widziała, jak bardzo ten facet uszczęśliwia jej matkę i nie chciała tego zepsuć, koniec końców szczęście jej mamy to i jej szczęście. Do tego nie mogła się zachowywać jak dziecko i wypominać matce, jak bardzo nie lubi Adama, w końcu dorosłej dziewczynie nie wypada takie zachowanie, tym bardziej kochanej córce, którą starała się być.
Patrzyła na skończony już rysunek. Ostatnimi czasy cały czas rysowała przeróżne symbole i znaki. Nie miała najmniejszego pojęcia co one znaczą. Sprawdzała setki razy w Internecie, ale niczego nie znalazła. Pomyślała, że musi wybrać się biblioteki, może tam coś znajdzie.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu.
- Słucham – powiedziała do słuchawki oglądając brudne z pasteli ręce.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowa, bo ja zaraz wyjeżdżam z domu – rzekła Alice po drugiej stronie słuchawki.
Dziewczyna spojrzała na zegarek wiszący na ścianie i przygryzła wargę. Znów straciła poczucie czasu.
- Eee, tak. Możesz już wychodzić z domu – skłamała i podbiegła do szafy, żeby wyrzucić z niej całą zawartość. – Al, kończę. Muszę jeszcze zrobić makijaż. Pa! -  rzuciła telefon na łóżko i pobiegła do łazienki. Iwona biegała z pokoju do łazienki, robiąc wszystko, co w jej mocy, żeby przygotowania do wyjścia zajęły jej jak najmniej czasu.
- Córcia! – Iwona po piętnastu minutach usłyszała krzyk mamy z dołu. – Alice do  ciebie!
Dziewczyna wybiegła ze swojego pokoju, stanęła u szczytu schodów i uśmiechnęła się skruszona.
- Chodź – zaprosiła koleżankę gestem ręki. – Jeszcze maksymalnie pięć minut przysięgam! – krzyknęła za sobą i wróciła do łazienki.
- Iv, dlaczego ja zawsze muszę na ciebie czekać? – zapytała  z wyrzutem Alice rozsiadając się przy biurku przyjaciółki.
- Drogą dedukcji mogłabyś już dojść do wniosku, że nie musisz przyjeżdżać na czas. Czyż to nie logiczne? – Iwona wyszczerzyła zęby do przyjaciółki.
- Nie prowokuj mnie - koleżanka przerwała w połowie zdania. – Iv, co to za symbole? Wszędzie je rysujesz.
- Sama chciałabym wiedzieć – mruknęła.
Iwona dokończyła się szykować. Stanęła przed lustrem i zaczęła się w nim przeglądać. Miała czerwone, długie, falowane włosy. Jej ciemna karnacja korzystnie kontrastowała z niebieskimi oczami, a mały nos dodawał jej uroku. Jej figura była w kształcie klepsydry ze zgrabnymi, długimi nogami. Dziewczyna odziana była w krótkie spodenki i bokserkę. Spoglądając na siebie jeszcze raz, stwierdziła , że jest zadowolona ze swojego wyglądu i nie ma powodów do większych kompleksów. Wyszła do swojej sypialni, wzięła torebkę i marynarkę, po czym zeszła na dół wraz z Al.
- Mamo, wychodzę. Nie wiem, o której będę. Tylko nie odchodź od zmysłów – powiedziała Iwona do matki, którą zastała w kuchni, pocałowała ją w policzek, po czym wraz z przyjaciółką ruszyły w stronę drzwi.
- OK, ale wiesz, że i tak będę. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie – kobieta uśmiechnęła się. - Uważajcie na siebie, dziewczynki! – krzyknęła za nimi.
- Dowiem się w ogóle dokąd jedziemy? – zapytała Iv Alice, kiedy jechały samochodem.
Przyjaciółka wyimaginowanym kluczykiem „zamknęła usta”, wyrzuciła go za siebie i puściła oko do Iv.
- Och, to takie dojrzałe – mruknęła Iwona, ale uśmiechnęła się pod nosem.
Uwielbiała Alice. Była jedyną osobą, której wiedziała, że może ufać, jedyną, która zawsze doprowadzała ją do śmiechu i poprawiała humor, nawet takim głupim gestem. Dobrze czuły się w swoim towarzystwie, a do tego rozumiały się bez słów. Czego chcieć więcej?
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę. Muszę na chwilę iść do kuzyna – rzekła Liz, po czym zatrzymała samochód i ruszyła w kierunku budynku po drugiej stronie ulicy. Iwona patrzyła, jak dziewczyna przebiega przez ulicę, niczym łania, a później czeka chwilę pod drzwiami, by zaraz za nimi zniknąć.
Alice miała krótkie do ramion, blond włosy, zielone oczy, zadarty nos i wąskie, lecz krwistoczerwone usta. Była niezbyt wysoką osobą o ładnej figurze. Przyciągała do siebie ludzi, dzięki swojej charyzmie. Potrafiła przekonać każdego do swoich racji, a do tego była przesympatyczna i dużo się uśmiechała.
Po jakimś czasie siedzenia w samochodzie, Iwo wyciągnęła z torebki telefon. Była 21: 17, czekała już około 25 minut. Postanowiła jednak, że nie chce nikomu przeszkadzać i jeszcze trochę zaczeka. Wysiadła z samochodu, rozejrzała się i usiadła na ławce pod budynkiem. Po raz kolejny spojrzała na wyświetlacz, żeby sprawdzić, która jest godzina. 21:24. Schowała aparat i pomyślała, jak bardzo kocha Los Angeles. Korzystając z okazji, że była na obrzeżach miasta, podziwiała gwiazdy z uśmiechem na twarzy. Opuściwszy wzrok, zauważyła, że jakiś mężczyzna, stojący po drugiej stronie ulicy, przygląda jej się z niewzruszonym wyrazem twarzy i wyraźnym zaciekawieniem w oczach. Zdezorientowana zlustrowała nieznajomego od stóp do głów, jej wzrok spoczął na jego naszyjniku. Była przekonana, że to był jeden z symboli, które ostatnio rysowała. Zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu jakiegoś rysunku, kiedy już wyjęła kartkę i chciała jeszcze raz przyjrzeć się wisiorkowi mężczyzny, okazało się, że przybysza już nie ma. Dziewczyna odniosła wrażenie, że ten dosłownie zapadł się pod ziemię.
- Już jestem! – Iv aż podskoczyła, kiedy usłyszała głos Alice za swoimi plecami.
-  Al, przest… - Iwona odwróciła już miała krzyknąć na przyjaciółkę, ale jej wzrok przykuł mężczyzna, z którym ta stała.
- Iwona, to jest Daniel, mój kuzyn -  Liz wskazała na swojego kompana. –  Dan, to jest Iwona, moja najlepsza przyjaciółka, która czekała na nas przez jakieś trzydzieści minut, ponieważ szykujesz się dłużej, niżeli stereotypowa kobieta – tym razem wystawiła dłoń w stronę Iwo i posłała kuzynowi mordercze spojrzenie.
- Miło Cię poznać, Iwono – podał dłoń swojej rozmówczyni.
- Mi ciebie również – dziewczyna ujęła dłoń chłopaka. – Mów mi Iv.
 Uśmiechnął się, potakując przy tym głową.
- Mam nadzieję, że wybaczysz mi, iż musiałaś tyle czekać.
- Myślę, że da się zrobić – dziewczyna posłała chłopakowi uśmiech.
- Dobra, dobra. Możemy już iść? – zapytała Alice, przerywając tym samym konwersację towarzyszy.
Wsiedli do samochodu. Alice jechała z zawrotną prędkością, ale Iwo nie chciała jej upominać po raz tysięczny, więc siedziała cicho. Minęło jakieś czterdzieści minut, a samochód zatrzymał się. Al zarządziła koniec trasy. Iwona wysiadła z pojazdu i nie widząc niczego, poza lasem była nieco zdziwiona.
- Liz, czy powinnam zacząć panikować? - zapytała swojej przyjaciółki.
- Nie obawiaj się, niespodzianka ci się spodoba.
- Jest – Iv spojrzała na zegarek – 22:19, jesteśmy w szczerym polu, a do tego panują kompletne ciemności. Wyjmuj siekiery i toporki z bagażnika, zaczynamy zabawę!
Jedyną reakcją jakiej dziewczyna się doczekała był śmiech Daniela i przyjaciółki.
- Chodźmy już – ponagliła pozostałych Alice i ruszyła jakąś polną ścieżką między drzewa.
- Dan, wiesz co ona kombinuje? – zagadnęła szeptem Iwo.
- Nawet jeśli wiem, to i tak ci nie powiem –  chłopak wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- Dzięki wielkie – rzuciła sucho.
- Nie miej mi tego za złe. Po pierwsze, nie chcę zepsuć ci niespodzianki, a po drugie - tutaj Dan wskazał głową na swoją kuzynkę - nie mam zamiaru ryzykować życiem. Zresztą za chwilę sama się dowiesz.
Dziewczyna już nic nie odpowiedziała. Musiała przyznać, że kuzyn jej przyjaciółki wydawał się być całkiem w porządku. W sumie, to niespecjalnie ją to dziwiło, bo gdyby było inaczej, to Alice na pewno by go tu nie przyprowadzała.
Daniel był wysoki i szczupły. Wyglądał na około dwadzieścia pięć lat. Jego włosy miały kolor czekoladowego brązu, były zaczesane do góry w estetycznym nieładzie. Zza okularów widać było jego piękne, szaro-niebieskie oczy. Miał prosty nos, wąskie usta oraz lekki zarost na twarzy. Ogólnie rzecz biorąc był naprawdę przystojnym mężczyzną. 
- Idziecie?! – Alice odwróciła i się i spojrzała na swoich kompanów.
Iwo przytaknęła. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy poczuła morską bryzę.  
- Jak długo znacie się z moją kuzynką? – zapytał chłopak.
- Hmm, jakieś…
- Niespodzianka!  – nagły krzyk kilkunastu osób przerwał jej w połowie zdania.

10 komentarzy:

  1. Spróbuj nie powtarzać wyrazów,ok? Zauważyłam też parę błędów, na to też zwracaj uwagę. Plus, gdy piszesz ich dialogi nie pisz 'iż' tylko coś bardziej na luzie, nie oszukujmy się młodzi ludzie rzadko kiedy tak mówią :D Ogólnie wydaje się interesujące, pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się czyta.Podoba mi się,czekam na kolejny rozdział.;)
    Chyba Twoja pierwsza czytelniczka na stałe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło! Postaram się nie zawieść :)

      Usuń
  3. Bardzo fajnie sie zaczyna , Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też trochę pokrytykuję. Bardzo niewygodnie się czyta. Koniecznie zrób coś z tłem, bo nie widać tekstu. Zdania są zbyt skomplikowane, zdecydowanie za długie. Pisz prostszym językiem. "Konkubent jej matki drażnił ją swoimi psychologicznymi gatkami" - ŻE CO?! Zwracaj uwagę na błędy, zbyt dużo powtórzeń, znaki interpunkcyjne źle postawione. Jak to poprawisz, to może będę tu zaglądać.
    Przepraszam, że wytykam Ci błędy, ale jeśli chcesz mieć czytelników, musisz pracować nad stroną wizualną bloga, jak i językową. Generalnie opowiadanie nie jest złe :)

    Pozdrawiam, no_princess ;)

    Przy okazji zapraszam na swojego bloga, w którym również występuje Bastille'owy akcent :D http://stronger-than-i-was.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gniewam się, wręcz przeciwnie. Dobrze wiedzieć co robię źle i co wypadałoby poprawić. To moje pierwsze opowiadanie, które publikuję, więc wpadki na pewno się będą zdarzały.
      Dziękuję za konstruktywną krytykę :)

      Usuń
  5. 'Drogą dedukcji mogłabyś już dojść do wniosku, że nie musisz przyjeżdżać na czas. Czyż to nie logiczne?' haha ubawił mnie ten text. Chyba wykorzystam, bo ja zawsze się spóźniam ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. fajnie się zaczyna, na pewno będę stałą czytelniczką Twojego bloga ;D I ten moment kiedy opisywałaś Dana <3

    OdpowiedzUsuń