czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 2

Iwona stanęła w osłupieniu, łzy napłynęły jej do oczu. Była wzruszona, szczęśliwa i zaskoczona. Wszyscy znajomi zorganizowali dla niej imprezę-niespodziankę. Oczywiście podejrzewała, że coś jest na rzeczy. Alice od mniej więcej tygodnia zachowywała się dosyć dziwnie, widać było, że coś ukrywała, do tego ten las, przez który musieli się przedrzeć, ale nie spodziewała się, że to będzie aż takie przedsięwzięcie.
- Ojej! Dziękuję! Nie wiem co mam powiedzieć – wydukała solenizantka
Goście zaczęli do niej po kolei podchodzić, składać życzenia, przytulać itp.
- Jesteście niesamowici, poważnie – powiedziała Iwo do zgromadzonych.
- Podziękuj Al, to był głównie jej pomysł. My tylko pomagaliśmy – rzucił jakiś chłopak uśmiechając się.
- Przy okazji, nie wiem czy wiesz, ale Alice jest strasznie agresywna. Radzę ci uważaj, bo w zęby dostaniesz – powiedział Colson, przyjaciel Iv, po czym podszedł do niej i uściskał. – Wszystkiego najlepszego, chłopaku. Życzę ci, żeby wszystkie twoje marzenia się spełniły - pocałował ją w czoło. – I znajdź sobie wreszcie porządnego faceta, dobra? - wyszeptał jej do ucha.
Dziewczyna odwzajemniła uścisk i podziękowała mu. Kolejna łza szczęścia pociekła jej po policzku.
- Jesteś najlepszy – rzekła z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Wiem, wiem – wyszczerzył zęby i pocałował przyjaciółkę w czoło. – Miłej zabawy, Mysza. Wzywają mnie – powiedział i odszedł w kierunku wołającej go Meg, która widocznie była jego  „dziewczyną na dzisiaj”.
Iv uśmiechając się i podążyła wzrokiem za odchodzącym przyjacielem. Pomyślała, że Col jest jednym z najwspanialszych ludzi jakich znała. Wiedziała, że może mu ufać i poradzić się go w każdej sprawie.
Colson był wysoki i szczupły, wręcz chudy. Miał blond, gęste, zawsze rozczochrane włosy, krótko obcięte ze zmierzwioną grzywką, do tego zielono-niebieskie oczy, prosty nos i ładne, pełne usta. Ten dwudziestoczterolatek, wśród wszystkich koleżanek Iwony uważany był za przystojnego chłopaka, lecz ona sama nie patrzyła na niego pod tym kątem. Pewnie dlatego, bo wiedziała, że zależało mu tylko na dobrej zabawie. Do tego przeważnie nie spędzał z żadną swoją "laską" więcej niż jednej nocy.
Dziewczyna rozejrzała się i uśmiechnęła. Impreza odbywała się na plaży, na drzewach i dachach altan wisiały lampki, postarano się nawet o ławki i stoły. Jej kolega z roku, Ed, podawał alkohol i przyrządzał jedzenie dla gości przy grillu. Ludzie okupowali ławki i koce wokół ogniska, rozmawiali i śmiali się . Iwo  naprawdę bardzo się cieszyła, że Alice przygotowała dla niej to wszystko, angażując przy tym tyle osób, więc chciała jej osobiście podziękować.
- Al! – zawołała Iwona i pomachała.
- Co? Kto mnie woła? – krzyknęła dziewczyna, szukając osoby krzyczącej jej imię w tym tłumie ludzi.
- Ja – uśmiechnęła się Iv, kiedy dotarła do przyjaciółki. – Chciałam ci podziękować. Jesteś cudowna, najcudowniejsza na świecie. Nie masz pojęcia jaką radość sprawiłaś mi tym wszystkim. To najlepszy prezent jaki mogłabym sobie wymarzyć!
- Daj spokój! Nie masz za co dziękować. Cieszę się, że ci się podoba. Zasłużyłaś sobie, męczysz się z tym Adamem pod jednym dachem, do tego skupiasz się na wszystkich innych tylko nie na sobie.
- Uwielbiam cię – powiedziała Iwona i przytuliła Alice. – Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, Liz
- Ja też nie wiem – wyszczerzyła zęby. – Baw się dobrze, nie myśl o niczym innym. Muszę iść, coś się chyba złego dzieje – rzekła z poważnym wyrazem twarzy, wskazując palcem na płaczącą dziewczynę. – Pewnie złamała paznokieć, albo dostała za tłustą kiełbasę – wymamrotała na odchodnym.
Iwona wybuchła śmiechem. Al zawsze była perfekcjonistką, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik jeżeli ona coś organizowała, więc zawsze przejmowała się nawet najmniejszą błahostką.
- Witaj – jakiś męski głos wyrwał Iwo z zamyślenia.
- Cz-cześć -  odpowiedziała dziewczyna i spojrzała na przybysza, miała nieodporne wrażenie, że już go gdzieś widziała.
- Jak się bawisz? – zapytał chłopak.
- Dobrze, dziękuję. A ty?
- Jest całkiem przyjemnie – uśmiechnął się, odsłaniając rząd prostych, białych zębów. – Usiądziemy? – wskazał na wolną ławkę.
- OK
Iwona zajęła miejsce przy ognisku. Wpatrywała się przez chwilę w tańczące płomienie, które oświetlały twarz jej rozmówcy. Nagle ją olśniło. Mężczyzna, z którym właśnie konwersowała to ta sama osoba, która przyglądała jej się pod domem Dana około półtorej godziny temu. Była pewna, ten sam zadziorny uśmiech i ciuchy.
- O czym tak intensywnie rozmyślasz? – zapytał nieznajomy.
- O niczym ważnym – odpowiedziała po chwili.
- Gdzie moje maniery? - zagadnął chłopak. – Mam na imię Kyle.
- Iwona – wyciągnęła do niego rękę. – Miło mi cię poznać.
Rozmawiali przez blisko półtorej godziny. Kyle wydał się dziewczynie naprawdę bardzo uroczy i zabawny. Okazało się, że jest przyjacielem jednej z jej koleżanek, do której przyjechał w odwiedziny, więc zabrała go ze sobą, nie chcąc, żeby jej gość się nudził.
- Czym się interesujesz? – Iwo spojrzała z zaciekawieniem na swojego rozmówcę.
- Właściwie to głównie muzyką, gram między innymi na klawiszach i gitarze. Chyba nieźle mi idzie, tak myślę – uśmiechnął się skromnie.
- Skoro to lubisz, to może powinieneś założyć zespół.
Kyle spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Właściwie to jestem członkiem Bastille – wyraz twarzy dziewczyny dał mu do zrozumienia, że ta nadal nie wiedziała, o czym do niej mówi. – Ci od eeo eo eeo eo – zaczął nucić.
- No co ty?! – nie dowierzała Iv. – Nie wiedziałam, że mam taką szychę na mojej imprezie! – szturchnęła go w żebra.
- O, czyli jednak kojarzysz?
- Ten kawałek leci non stop w radiu, nie da się o was nie słyszeć. Wilki mnie nie wychowały, z lasu nie jestem – mrugnęła do niego i uśmiechnęła się.
 Chłopak zaczął wypytywać o rodzinę Iwony, więc ta opowiedziała mu po krótce swoją historię. Wspomniała, że wprowadziła się do Los Angeles, bo jej mama nie chciała mieszkać w miejscu, gdzie zmarł ojciec Iv, mężczyzna, którego tak obie kochały. Mówiąc to, pojedyncze łzy pociekły po jej policzku.
- Nie płacz. To nic nadzwyczajnego, wszyscy odchodzą  – Kyle objął ramieniem Iwonę i pocieszał ją.
- Dzięki – pociągnęła nosem. – Za słowa otuchy.
- Nie ma za co – Kyle poklepał Iwo po plecach
Zapanowała chwilowa cisza. Chłopak spojrzał na zegarek, jego usta przybrały kształt cienkiej, prostej linii
- O cholera – mruknął. – Przykro mi, ale muszę iść – wstał i spojrzał na towarzyszkę.
- Cześć, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – uśmiechnęła się Iwo i stanęła przed nim.
- O to się nie martw - uśmiechnął się zadziornie. - Do zobaczenia – powiedział  i odszedł.

9 komentarzy:

  1. wiem, że Iwona na pewno będzie, z którymś, z nich, tylko teraz najbardziej zastanawiające jest to, czy Kyle czy Dan ? :o
    Czekam na więcej xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też piszę o Bastille, ale Twoje naprawdę ciekawie się zapowiada, a kończysz w takich momentach, że mam Cię ochotę udusić :x

      Usuń
    2. Wiem, Twoje opowiadanie jest cudowne! + tak ma być, oczekiwanie wzmaga ciekawość :D

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się to, co piszesz! Czekam z niecierpliwością na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest i ciemniejsze tło! :D
    Co do rozdziału, to rozbawił mnie tekst "Ci od eeo eo eeo eo" :D
    Pozdrawiam, no_princess :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zazdroszczę Iwonie ;C Kyle i Dan na jednej imprezie, omg, popłakałabym się ze szczęścia ;D

    OdpowiedzUsuń